Archiwum bloga

piątek, 28 grudnia 2012

Cause the angels will die... - Bo anioły umrą...


WSTĘP

 „Cierpieli. Naprawdę wierzyli, że ich nikt nie kocha,
a taka świadomość niezależnie od tego, kim jesteś, boli.”

Harlan Coben — Bez śladu


              Michał, po długim spacerze w parku, usiadł na ławce, oparł łokcie na kolanach, a twarz ukrył w dłoniach. Już  na pierwszy rzut oka można było się zorientować, że coś go trapiło. Tydzień temu stracił pracę, kilka dni później dziewczynę. Od tamtej pory żył zupełnie sam i już nic nie miało dla niego tak wielkiego znaczenia, jak kiedyś. Nie wiedział w jaki sposób zdobędzie pieniądze na czynsz, gdzie się potem podzieje, ani co będzie dalej. Czuł, że krąży nad nim jakiś ogromny fatun, bo po kolei spadały mu na drogę kolejne nieszczęścia. Jedyne, co mu zostało, to wspomnienia. Zaczął je bardzo szczegółowo przeglądać w swoich myślach. Dokładnie pamiętał, jak bardzo się cieszył z wyjazdu do Polski, swojego ojczystego kraju. Zapamiętał go jako miejsce,  gdzie świetnie się bawił, poznał i przeżył pierwszą miłość. Pamiętał łąki, lasy i polne drogi. Nie zapomniał też o tym rozczarowaniu po powrocie, ani o strasznej nowinie, jaka go tam spotkała. Nie minęło wiele dni od czasu jego przyjazdu z Anglii, żeby usłyszeć o śmierci jego rodziców, ani o tym, że nie mógł się zjawić na ich pogrzebie. Płakał jak małe dziecko. Potem pojawiła się Zuza, jego pierwsza polska dziewczyna. Ona pomogła muz zdobyć pracę, dom… I zmarła. Kilka miesięcy później zjawiła się Iza, która opuściła go kilka dni po tym, jak stracił pracę.
             Zakończywszy wspominanie, uniósł głowę i spojrzał z utęsknieniem na niebo. Nawet pogoda mu dziś nie dopisywała. Słońce, które tak bardzo kochał, schowało się za ciemnymi chmurami, z których nieustannie padał śnieg. Westchnął głęboko, po czym wstał, otrzepał się i powędrował dróżką w stronę miasta. Jego policzki, nos i uszy były prawie sine od zimna, a ręce niemalże zamarzły. Schował je do kieszeni kurtki i nie potrzebował wiele czasu, by zauważyć, że nie ma tam jego drogocennej komórki. Uznał, że wypadła mu podczas  wstawania, więc zamknął oczy, zastanawiając się nad swoim niezmiernym pechem i zawrócił w stronę poprzedniego miejsca spoczynku.
              Ku jego zdziwieniu, na pierwszy rzut oka zamiast telefonu, spotkał tam dziewczynę. Siedziała skulona wokół białych, tańczących śnieżynek. Miała piękne, jasnopopielate, kręcone włosy, które niemalże sięgały do ziemi. Jej twarz była naprawdę blada, a usta bardzo jasne. Jedynie jej nos i uszy były zaczerwienione od mrozu. Jej błękitne oczy spoglądały na zdziwionego mężczyznę mężczyznę, który stanął przed nią jakby na baczność i nie mógł wydusić z siebie nawet słowa.  Był oszołomiony jej urodą i zszokowany jej oszczędnym strojem. Była odziana w cienki, beżowy płaszcz przeciwdeszczowy, dziurawe rękawiczki i szare kalosze. Wszystko w niej było tak jasne, że z dala żaden człowiek nie rozróżniłby jej od zasp śniegu wokół.  Nikt jednak nie wiedział, jak jej było ciężko. Pochodziła z bardzo, bardzo ubogiej rodziny. Jej rodzice odeszli, gdy była jeszcze malutkim dzieckiem, wychowywała się w sierocińcu, jednak potem uciekła stamtąd wraz ze swoim rodzeństwem. Zamieszkali na poddaszu pewnego bloku, gdzie zimą było strasznie zimno, a miejscami przeciekał do ich mieszkania śnieg. Latem zaś wszyscy niemal nie gotują się na śmierć, bo ich pokoje się bardzo szybko nagrzewają. Od dziecka musiała pracować, zawsze była głodna, zmarznięta i wykończona. Każdy, kto ją spotkał, nie wiedział jak i czemu, ale chciał jej pomóc. Jednak zazwyczaj, jak i tym razem, to inni prosili ją o pomoc.
 - Hej, może zupełnie przypadkiem znalazłaś moją komórkę? – zapytał troszkę nieśmiało. Zastanawiał się, czy gdyby dziewczyna znalazła ją, to  oddałaby…
 - Jak tu siadałam, to nic nie było – Michał pomyślał, że natrafił złodziejkę i w normalnej sytuacji rzuciłby się na nią, by tylko odzyskać komórkę, mimo wszystko, tutaj sprawa wyglądała inaczej. Dziewczyna wyglądała tak niewinnie, że trzebabyło jej uwierzyć, a nawet jeśli nie –odpuścić. Chłopak dyskretnie spotkał na dół i ponownie przymknął oczy, dając się biczować pechu, jednak mimo jego przypuszczeń, dziewczyna dodała - ale jak chcesz, to mogę jeszcze raz się rozejrzeć – wstała i zaczęła zgarniać śnieg z ławki, szukać nad i pod nią, potem obydwoje okrążyli chyba pół parku. To ona jednak znalazła zgubę, podniosła ją, podbiegła do chłopaka i oddała mu – proszę. Nie smuć się już.
 - Dziękuję, naprawdę, nie wiem, jak mam się pani odwdzięczyć… - powiedział chłopak niemalże śmiejąc się z całej sytuacji i możnaby podejrzewać, że zaraz zacznie płakać.
 - Naprawdę, nie potrzeba dziękować. Ja nawet powinnam przeprosić, że nie znalazłam tego szybciej… - Po chwili dodała – Przeze mnie musiał pan tak długo marznąć i się martwić.
 - Co? Przepraszasz mnie za to, że pomogłaś mi szukać komórkę? – Był naprawdę zdziwiony jej postawą. Jeszcze raz przypatrzył się jej ubiorze i dodał – Jak już jesteśmy przy temacie marznięcia, nie zimno ci troszeczkę? Na dworze jest mniej niż minus 10 stopni a ty w samym płaszczyku chodzisz…
 - No troszkę zimno, ale… Co mogę poradzić, nie stać mnie na cokolwiek cieplejszego...
            Dżentelmen bez słowa zdjął swoją prawie neonową, zieloną kurtkę i zarzucił ją na ramiona dziewczyny. Zdecydowanie odróżniała się od reszty ubrań. Ona nie chciała przyjąć podarku, energicznie ją zdjęła i chciała mu oddać, lecz go już nie było. Szybko zauważyła jednak  ślady pozostawione na śniegu. Zaczęła za nimi podążać.
            Kilkaset metrów dalej, ślad się urwał. Dziewczyna stała sama w ciemnej uliczce pomiędzy blokami. Uklęknęła z bezradności, oraz strachu i przytuliła kurtkę, niczym pluszowego misia. Z daleka to bardzo dziwnie wyglądało, lecz ona nie przejmowała się tym. Miała większe zmartwienie. Przed nią stanęło trzech napakowanych facetów, ubranych na czarno. Dwóch z nich histerycznie się śmiało, a trzeci, który stał na czele, miał twarz, jakby wyciętą z jakiegoś horroru. Dziewczyna się przeraziła jeszcze bardziej. Chciała wykrzyczeć: „pomocy”, ale sparaliżowana strachem, nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Wtedy środkowy, straszny mężczyzna zrobił kilka kroków do przodu i kiedy jego groźna twarz dobrze się oświetliła, a dziewczyna prawie umarła ze strachu, powiedział niskim tonem:
 - No to teraz się zabawimy…

1 komentarz:

  1. Witam.
    Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej na:
    http://shinobu-hiryu-opowiesc-fantasy.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń